środa, 23 stycznia 2013

Cartier Anniversary

Kolejna reklama. Wysoki  budżet i widowiskowość.

Marka - Cartier
Tytuł - L’Odyssée de Cartier
Motyw przewodni - Opowiedzenie kluczowych wydarzeń w historii firmy.
Wszystko z okazji 165 rocznicy powstania marki.

Tak więc mamy:

- Paryż - wystawa głównego sklepu Cartiera, Grand Palais, Place Vendome,
- Leopard - znak rozpoznawczy, ikona marki,
- Sankt Petersburg - Cartier od 1907 był oficjalnym dostawcą cara Rosji Mikołaja II Romanowa,
- "Bestiariusz" - zwierzęta wykonane w formie biżuterii, z których słynie marka,
- Orient - dalekowschodni władcy - klienci,
- Alberto Santos-Dumont - brazylijski pionier awiacji, dla którego Cartier wykonał pierwszy zegarek na rękę.

Film kręcono w Paryżu, sceny górskie we włoskich Alpach, sceny na pustyni w Hiszpanii. Część produkcji to animacja komputerowa, poza oczywistymi scenami, także widok Petersburga. Żywa, nie symulowana pantera to tak naprawdę trzy pantery. 

Muzykę skomponował na tę okazję Pierre Adenot. Wykonała ją 84 częściowa orkiestra.

Do tego artystyczne inspiracje takie jak np. twórczością Salvatora Dalego (słoń z Kuszenia św. Antoniego). Druga scena filmu z ożywającą diamentową panterą została nakręcona w czeskim pałacu Kacina. O czym nawet cały internet milczy. Rotunda, w której znajduje się "posąg", to wnętrze biblioteki zajmującej jedno z dwóch skrzydeł klasycystycznego pałacu.
Osiemnastowieczna rezydencja, jako jedna z niewielu w Czechach, została niemal całkowicie splądrowana przez Armię Czerwoną podczas II Wojny Światowej. Jedynie biblioteka została nietknięta i stanowi tym samym jedną z najpiękniejszych prywatnych książnic w Europie, wciąż mieszczącą w swym wnętrzu zbierany przez pokolenia księgozbiór. Wnętrze to wypatrzyłem jeszcze w filmie Afera naszyjnikowa z 2001 roku z Hilary Swank w roli głównej. 

Na zdjęciu: Biblioteka pałacu Kacina w moim obiektywie. Trzy tygodnie w Republice Czeskiej i zbieranie materiałów do mojej pierwszej autorskiej wystawy fotografii zrobiły swoje ;-)




A tak robi się reklamy:






Dior w Wersalu

Nowy trend w reklamach marek luksusowych. 

Na naszych oczach rodzi się nowa jakość w dziedzinie filmów reklamowych.

Jednym z najlepszych przykładów jest produkcja Diora "Secret Garden". Reżyserią obrazu zajał się doskonały duet fotografików Inez Lamsweerde  i  Vinnodh Matadin. Zasłyneli przede wszystkim z  biało-czarnych i niezwykle sugestywnych portretowych fotografii osobowości ze świata mody, filmu itd.

Modelki, którymi genialnie i tak transparentnie posłużono się do prezentacji kolekcji i samego miejsca, to Daria Strokus, Melissa Stasiuk i Xiao Wen Ju. 

Wersal... co tu dodać... Chyba to, że wielka moda ma coraz więcej z nim wspólnego. W ostatnich latach wszystko zaczęło się od Sofii Coppoli i jej filmu Maria Antonina (2006 r.), Kirsten Dunst jako odtwórczyni głównej roli i sesji zrealizowanej dla Vogue'a. Dior zbratał się z Wersalem w 2006 roku organizując w ogrodowej oranżerii pokaz z okazji 60-lecia powstania firmy. Potem reklama perfum J'adore z Charlieze Theron. Od czasu kiedy dyrektorm Wersalu jest Jean-Jacques Aillagon (2007 r.) pałac i otaczające go ogrody stały się jedyną w swoim rodzaju galerią wystawienniczą dla wybitnych i rozponawalnych na świecie twórców sztuki współczesnej najwyżej miary.

O szczegółach tych wystaw innym razem.

Wracając do reklamy. Wersal pod okiem Diora to część pałacowych wnętrz zwanych tzw. Wielkimi Apartamentami ze słynną Galeria Zwierciadlaną na czele. No i rzecz jasna tytułowe ogrody. Widok  z centralnej osi na pałac z pierwszoplanową fontanną Latony, parter południowy z tzw. Jeziorem Szwajcarów i północny, oba w trzeciej, ostatniej części filmu. I oczywiście podziwiany przez modelkę z okien pustej jak nigdy Galerii bezkresny widok na zachodnią, główną część ogrodu, rozpościerający się aż po horyzont.

Reszta informacji jest zbędna. Wersal i Dior bronią się same. Co z muzyką? Wybór Depeche Mode i flagowe Enjoy The Silence może wzbudzać w tym momencie niekoniecznie akceptujący uśmieszek na twarzach. Ale dziwnym trafem to wszystko działa. Montaż jak się należy. Choć kilku kolegów zrobiłoby to napewno inaczej. Pozdrowienia dla Michała i Pawła ;)

Tak to wygląda:



A co ja mam wspólnego z Wersalem? No to temat na co najmniej magisterium. Nie. Jednak na doktorat. Ale jak na tak długoletni i ognisty związek odwiedzanie przeze mnie Wersalu, jak do tej pory, tylko zimą, wzbudza we mnie poczucie wstydu. Sesja naukowa i wystawa Jeffa Koonsa zagnała mnie tam po raz pierwszy. Szybko i skutecznie. Bilety na za tydzień. Takie wyjazdy bywają często najlepsze.
A jak dodać do tego niesamowite wystawy świąteczne w Galerii Lafayette i całodniowe zakupy tamże to już szaleństwo. A zakup kurtki w D&G przy Rue de Rivoli? Nie zapomnę do końca życia. Połowa piętra wyłączana dla pozostałych klientów i 70% rabatu jakiego, cytuję, "nie dostaje nawet Madonna" to już był max.  


K... Dzieki za dotrzymanie wtedy kroku...




P(a)RADA normalności i... meble

Torba od Prady to już klasyk. A może powoli vintage? Tak/nie (niepotrzebne skreślić ;-)

Na najnowszym pokazie kolekcji męskiej szczególną uwagę zwróciły meble zaprojektowane pod pięcioliterowym szyldem zaczynającym się na literę P. Czyżby Prada pozazdrościła Versace i Fendi kolekcji Home, a Armaniemu linii Armani Casa? Klientów - na pewno. 

Ale to nie koniec. Banał i prostota najnowszej kolekcji ubrań na sezon a/w 2013/2014 lekko zdziwiły dziennikarzy i krytyków. Autokomentarz samej Miucci był wątpliwie przekonujący, ale z drugiej strony jedyny właściwy, żeby zachować (twórczą) twarz: 

"Normalność może być prowokacyjna. Banalność jest częścią życia". 

Raf Simons argumentując swoją "prostotę" dla Diora posłużył się jednak bardziej wyrafinowaną argumentacją, ale jego kolekcja na szczęścia broni siebie i markę sama. Kryzys to banalne wytłumaczenie, ale skoro "banalność jest częścią życia" to recesja dopadła Pradę.


Wracając do mebli. W hali Fondazione Prada w Mediolanie, gdzie odbył się pokaz, zaprezentowano jakże by inaczej minimalistyczne i zdecydowanie futurystyczne w formie meble. Powstały one we współpracy z włoskim Knollem, a do ich wykonania użyto pleksi, drewna i pianki. Na dwanaście projektów złożyły się fotele, stoliki, komody, łóżka i lampy. Zdecydowanie godne uwagi.

Jak dla mnie ich prezentacja uratowała całe wydarzenie u Prady. 


Na zdjęciach: Meble z najnowszej kolekcji Prady i mała próbka niefortunnej kolekcji ubrań











Ps. Galliano wraca do gry

Wiadomość z piątku. Wówczas agencja Reutersa podała, że Oscar de la Renta (81 l.) zatrudni Johna Galliano (53 l.) w swojej firmie. 

Dzięki temu dla Galliano kończy się okres "udręki i tułaczki" zapoczątkowany antysemickim incydentem z jego udziałem w paryskiej dzielnicy Marais na początku 2011 roku. Wtedy to dom mody Diora zdecydował o usunięciu projektanta ze stanowiska dyrektora artystycznego.

Dla marki Oscar de la Renta zaczyna się bez wątpienia ciekawy okres. Myślę, że akurat u de la Renty talent Galliano rozkwitnie ponownie z wielkim rozmachem.

Na zdjęciach: Oscar de la Renta i John Galliano




Dla mnie Galliano to prześmiewczy blazen w świecie mody, taki Joker w Gotham City. Jego kolekcje haute couture dla Diora już przeszły do historii wielkiego krawiectwa i oddziaływują na modę i popkulturę. Projektant swój artystyczny geniusz w nieco inny sposób objawił w kolekcjach swojej autorskiej marki John Galliano, którą wraz z opuszczeniem Diora został zmuszony oddać w inne ręce. 

Jej graficznym znakiem rozpoznawczym był i jest charakterystyczny krój czcionki i motyw gazetowego nadruku Gazette Galliano. Wielokrotnie już modyfikowany print pojawia się regularnie na blieliźnie, t-shirtach, koszulach, spodniach i akcesoriach. 

Nie wyobrażam sobie swojej łazienki czy plaży bez gazetowego ręcznika. W modzie powiedzenie "God save..." przywłaszczył sobie całkiem słusznie Alexander McQueen - "God save McQueen". A ja mówię teraz God save Galliano - jemu bardziej się to teraz przyda. 


Na zdjęciach: Parę gazet Galliano z mojej szafy


























Ps.

Krzysiu,

Zgubić na siłowni gazetowy ręcznik, to jak zgubić się w świecie mody. "Wiesz co to oznacza?" ;)

czwartek, 17 stycznia 2013

Raf Simons u Diora

"Galliano jest passé, bo jego styl ogranicza kobietę. Sądzę, że pan Dior nigdy nie chciał teatru, ale modę, którą kobiety będą nosić na ulicy" 

Raf Simons, nowy dyrektor kreatywny domu mody Christian Dior

 

 

Tekst słaby, ale przedsięwzięcie strategii marketingowej jak najbardziej udane. Ale taka krótkowzroczność rzeczywiście częstcharakteryzuje samych artystów. Skądinąd bardzo trafiona, minimalistyczna i elegancka uliczność nowej kolekcji Rafa Simonsa dla Diora przeniesie marce nową i zapewne też młodszą klientę - czyli większe zyski. Cel bez wątpienia zostanie osiągnięty.

A teraz jak to wygląda od strony "kuchni". Prawda jest taka, że gdyby nie teatralność Diora spod ręki Johna Galliano, ten bądź co bądź już stary dom modygłby nie osiągnąć tak wysokiego statusu, jaki posiada obecnie. Gdyby nie kolaboracja wizjonersko-teatralnego Galliano i Diora moda straciłaby zapewne ten prawdziwie artystyczny i widowiskowy sznyt, który towarzyszy jej nieprzerwanie od wieków.

Poza tym gdyby nie nieznające umiaru i przekraczające nieraz granice wyobraźni "dzieła" Galliano, na projekty Simonsa nikt by teraz nie zwrócił uwagi. To takie typowe dla okresów nie tylko w sztuce oddziaływanie na siebie przeciwieństw. Dla przykładu: skoro po niezwykle dekoracyjnym gotyku płomienistym czy międzynarodowym ok. 1400 roku przyszedł czas na antyczny, prosty renesans, po przesadnym i wulgarnym rokoku na zimny klasycyzm, a na poczatku XX wieku, po secesji i ornamentach na Adolfa Loosa,  tak po Galliano czas na Simonsa. 

A co na prawdę chciałby mistrz Dior? Myślę, że dobrą odpowiedzią będzie analogia do tego co by chciał Louis Vuitton? Czy chciałby Marca Jacobsa, czy chciałby patrzeć na przestylizowane bądź niedostylizowane Azjatki kupujące prawie bez umiaru popisane graffiti torby z wymyślonym przez niego monogramem? NO WŁAŚNIE!!!  

Na zdjęciach: Przeciwności sztuki ;)


 





  

Destroyed Detroit

Niestety to wielkie miasto czasy swojej świetności ma już za sobą. Kryzys gospodarczy, a w tym wypadku na rynku motoryzacyjnym w USA postawił kropkę nad 'i'. W przeszłości Detroit stanowiło jeden z najważniejszych ośrodków produkcji samochodów na świecie. To tutaj znajdowały się główne siedziby Forda, General Motors i Chrysler. W wizerunek miasta zaingerowali tacy wybitni współcześni architekci jak Louis Kahn czy Louis Mies Van der Rohe. Jednak od kilkunastu lat Detroit zamienia się w najbardziej zrujnowane miasto w Stanach Zjednoczonych. Duża liczba opuszczonych i niszczejących fabryk, magazynów, kamienic i budynków użyteczności publicznej rysuje jedyne w swoim rodzaju prawdziwe arcydzieło wielkomiejskiego destruktu.

Na zdjęciach: Ruiny Detroit. Aut. fot. m.in. Andrew Moore








Amerykański sen (motoryzacyjny) 2013

W Detroit rozpoczęły się najważniejsze w tej części świata targi motoryzacyjne. Ta jedna z najważniejszych tego typu imprez potrwa do niedzieli 27 stycznia.

Wzornictwo samochodowe z oczywistych względów ulega stosunkowo powolnym mutacjom.  A te, determinowane są zwykle przez  technologiczne nowości i pionierskie rozwiązania techniczne. I to bardziej niż w innych dziedzinach projektowania użytkowego.

Do rzeczy.

Szczególną uwagę (i moją) zwrócił nowy model Mercedesa CLA. Dyrektor ds. sprzedaży i marketingu stuttgarckiego potentata podkreślił, że w założeniu jest to samochod skierowany do tych klientów, którzy wcześniej nie brali pod uwagę aut tej marki. Sportowy CLA został stworzony na bazie nowej Klasy A. Wśród napędów do wyboru moc 122, 156 i 211 KM oraz Diesel 170 KM. Do tego wersja na cztery koła 4MATIC.

Oceńcie sami.

 Na zdjęciach: Mercedes CLA




Ponadto moja uwaga powędrowała do BMW M6 Gran Coupe. Co prawda, to nie Porsche Panamera, ale daje radę. I to bardzo.

Na zdjęciach: BMW M6 Gran Coupe



I jeszcze koncepcyjna wisienka na torcie - Hyundai HCD-14.


środa, 16 stycznia 2013

"Złoty" dywan czyli Golden Globe


Krótko i na temat.

Pierwsze w roku wydarzenie z wielką modą w tle.

Jak zwykle interesuje mnie całokształt, bo tylko tak prawdziwa moda objawia swą wielkość.

I chociaż co najmniej kilka kreacji zasługuje na uznanie, wg mnie najlepiej wyglądała 'not the first and not the last time' Jennifer Lopez w sukni od libańskiego projektanta Zuhaira Murada.

Myślę, że rewitalizowana kilka sezonów temu przez dom mody Dolce&Gabbana klasyczna koronka jeszcze dość długo i z sukcesem będzie stanowić wyrafinowany atrybut kobiecości nie tylko w wysokim krawiectwie.

 Na zdjęciach: Jennifer Lopez na rozdaniu Złotych Globów 2013


 Kilka, myślę, że najbardziej udanych, projektów Libańczyka z ostatnich sezonów:




 Jennifer Lopez na rozdaniu nagród Akademii Filmowej 2012 w kreacji od tego samego projektanta.





Kontenery wciąż w architektonicznej modzie

Najpiękniejsze pomieszczenie biurowe w 2012 roku.

Magazyn "Architectural Record" przyznał studiu fotograficznemu Studio SC w San Paulo tytuł najpiękniejszego pomieszczenia biurowego 2012 roku.
Autorami projektu są Marcio Kogan i Suzana Głogowski z brazylijskiego Studia MK27, specjalizującego się w hotelach i domach jednorodzinnych.
Skrajny minimalizm w wersji roboczej. Surowość i prostota przełamane pewną bardzo lokalną swojskością  charakteryzującą każde miejsca pracy. Do tego typowa dla wzorowych projektów dbałość o detale, umiejętne posługiwanie się akcentami kolorystycznymi, fakturą i różnicami wynikającymi ze specyfiki użytych materiałów.

Praca biurowa w dużych, otwartych przestrzeniach ma swoją specyfikę. To jakby kolejna odsłona idei mikro i makroświata.

Na zdjęciach: Studio SC w San Paulo.








poniedziałek, 14 stycznia 2013

Jeremy Scott - uskrzydlacz Adidasa

Prawdziwy wariat w modowej wersji lajt. Dowcip oraz nowe i stare trendy zmiksowane w przedziwnie ciekawy sposób. I to w większości do noszenia. Bez dwóch zdań. Modowy stańczyk popkultury młodszego pokolenia. Od kilku sezonów kolaborujący z sukcesem z Adidasem, dla którego tworzy w ramach linii Adidas Originals. Dzięki niemu ta topowa i popularna sportowa marka posiada niezwykle atrakcyjną i pomysłową wersję lux. Demiurgowi tej współpracy konia z rzędem. Marketingowcy, weźcie się do roboty!

Buty z Merkurowymi skrzydłami to już ikony. Dla żądnych celebryckich gwarancji - m.in. Madonna i Nicki Minaj, a w PL Natalia Lesz i Doda. Na zdjęciach - kolekcja Adidas Originals by Jeremy Scott 2013.




Ps. Poznałem Jeremy'ego w Barcelonie w 2010 roku. Pierwszy model Adidasów z wielkimi językami, bazujący na kultowym modelu Attitude. Bez nich moje życie w pewnym sensie mogłoby się potoczyć zupełnie inaczej ;) Od tego czasu, bez nowego modelu butów Jeremy'ego się nie obchodzę.
O zgrozo rynek fake'ów też się w końcu na nim poznał. Najbardziej znany serwis aukcyjny w PL pełny jest takiego chłamu. Ale zdarzają się wyjątki.

Z mojej kolekcji: